Forum R a d z y ń  -  P o d l a s k i Strona Główna FAQ Użytkownicy Szukaj Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj Rejestracja
R a d z y ń - P o d l a s k i
~ informacja - dyskusja - ciekawostki ~
 Czy władza przekupuje dziennikarzy Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
realista
Administrator



Dołączył: 02 Lip 2007
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:00, 10 Lip 2007 Powrót do góry

FRAGMENT ARTYKUŁU TRAKTUJĄCY O LOKALNYCH MEDIACH, ZAMIESZCZONY NA PORTALU 02.

Lokalna władza bardzo chce mieć wpływ na lokalnych dziennikarzy. W realiach województwa mazowieckiego, a podejrzewam, że innych również, często jej się to udaje. Istnieje cała klasa pism lokalnych, które zatraciły swoją podstawową funkcję - nośnika informacji. Są czymś w rodzaju tuby lub lepiej ambony, z której przemawia lokalna władza, służą sprzedaży powierzchni reklamowej. Nie są to bynajmniej pisma wydawane przez samorządy, choć takie też istnieją. Są to prywatne gazety wydawane w nakładzie 3-4 tysięcy egzemplarzy, właścicielem jest najczęściej osoba zajmująca się jeszcze czymś, na przykład deweloperką, a gazeta służy do tego, by utrzymywać poprawne stosunki z magistratem i robić koszty.

- W zdecydowanej większości mazowieckich gazet lokalnych nie ma wyraźnego podziału na część redakcyjną i część reklamową - opowiada Kamil Staniszek. - A to jest przecież podstawowa sprawa. Ukazują się tam artykuły sponsorowane i nie widać tego. Wydawcy nie zdają sobie sprawy, a może zdają, tylko nic ich to nie obchodzi, że jeśli napiszą artykuł sponsorowany o facecie, który leczy rękami, i nie zaznaczą, że to reklama, to mogą być pozwani do sądu przez wszystkich, których ten facet nie wyleczył. Ja nie stosuję takich praktyk z tego względu, że prowadzę gazetę darmową w ogromnym jak na pismo lokalne nakładzie i pracuję na markę, a nie na zysk zdobywany na za zasadzie "bierz forsę i w nogi". Zdarza się, że przychodzą do naszej redakcji ludzie chcący wykupić reklamę w formie artykułu sponsorowanego. Po załatwieniu formalności mówią, że nie chcieliby, żeby nad tekstem było napisane, że to reklama. Nie rozumieją, kiedy odmawiamy. Nieraz się awanturują, bo przecież "inni nie robią problemów".

Zdarzają się oczywiście sytuacje, kiedy ludziom, którzy wykupują powierzchnię reklamową, wydaje się, że będą mieli wpływ na coś więcej niż tylko zagospodarowanie tej powierzchni.

- Niektórzy samorządowcy sugerowali mi, że chcieliby mieć wpływ na to, co piszemy, i w zamian za to zamieszczą u nas ogłoszenia - mówi Staniszek. - Ostatnio miałem taką przeprawę z jednym z burmistrzów. Rozmawialiśmy na temat współpracy, a akurat w gazecie miał iść materiał, który był panu burmistrzowi zupełnie nie na rękę. Pan burmistrz, wiedząc, że przygotowujemy taki tekst, poprosił, byśmy przygotowali ofertę reklamową, zapytał potem, czy ten niewygodny dla niego artykuł musi się ukazać. Kiedy usłyszał, że musi, zrezygnował ze współpracy. Rezygnację z zamieszczenia reklam motywował troską o opinię naszej gazety - no bo kiedy napiszemy o nim nieprzychylnie, a potem ukażą się jego reklamy, wtedy wszyscy pomyślą, że on nas kupił. Wtedy i on, i my stracimy w oczach społeczeństwa - argumentował burmistrz. Innymi słowy dał mi do zrozumienia, że dostaniemy pieniądze za ogłoszenia, jeśli gazeta będzie bardziej przyjazna w swoich tekstach. To właśnie powód, dla którego nasza współpraca nie jest możliwa ze wszystkimi samorządami. Ograniczamy się tylko do tych, które rozumieją, że promocja na łamach gazety nie może mieć żadnego wpływu na relacje z dziennikarzami.

Bywa, że w prasie lokalnej nie ma oczywistego podziału na ludzi, którzy piszą, i takich, którzy zbierają reklamy. Ten podział musi oczywiście istnieć, żeby można było mówić o uczciwej prasie. No bo co to za dziennikarz, który przyszedł do wójta zadać kilka trudnych pytań, a opuścił gabinet z zamówieniem ogłoszenia o przetargu na pół strony gazetowej, zapominając o celu swej wizyty?

W lokalnych mediach o niezależności można mówić tylko w przypadku dużych tytułów obejmujących kilka gmin, a najlepiej kilka powiatów. Gazeta, która ukazuje się na terenie jednej gminy, nie ma szans na niezależność, bo rynek reklam jest za mały, a często jedynym reklamodawcą jest właśnie urząd. Małe gazety są marginalizowane i podporządkowywane samorządom.

Mit społeczeństwa obywatelskiego

Czy wobec słabości lokalnych mediów i bardzo szerokiego zakresu władzy samorządów można mówić o tym, o czym od 18 lat trąbią wszyscy politycy - o społeczeństwie obywatelskim?

- Według mnie to mit - mówi Bartek, dziennikarz lokalnych mediów. - Samorządy za pomocą podporządkowanych sobie gazet i rozgłośni radiowych manipulują społecznościami na swoim terenie. Wciskają im kit po prostu. Wybory wygrywa się zawsze za pomocą zwartych grup interesów, którym władza się podlizuje, bardzo małym kosztem zresztą. Najczęściej są to emeryci, których wszędzie jest dużo. Na terenie gminy, w której mieszkam i pracuję, przed każdymi kolejnymi wyborami rozpoczyna się nieustający bal seniora. Władza funduje emerytom zabawę, orkiestrę, ciastka z kremem, wręczane są ordery, pary, które przeżyły ze sobą ileś tam lat, dostają medale, staruszki płaczą, staruszkowie czasem też, nieraz podstawia się autobus i wiezie dziadków do Lichenia czy gdzieś. I to wszystko. To jest jedyna grupa aktywna politycznie i obywatelsko.

- W każdym środowisku lokalnym istnieje grupa działaczy i pasjonatów - mówi Kamil Staniszek. - Często jednak traktowani są z przymrużeniem oka, bo albo są przypięci do urzędu, albo przeciw niemu bardzo zbuntowani. Obojętnie, w jakiej pozycji ustawią się wobec władzy, nie ma to znaczenia politycznego. Pozostała część lokalnej społeczności nie uczestniczy w życiu społecznym i politycznym. Zaznaczam, że są to obserwacje z pięciu mazowieckich powiatów, bardzo się od siebie różniących. W jednym z nich przeważająca część ludności to przybysze z Warszawy, którzy tylko tu śpią, a całe dnie spędzają w pracy. Oni zaczynają interesować się sprawami lokalnymi dopiero, kiedy coś się wydarzy - na przykład zmienią plan zagospodarowania przestrzennego i obok cichego osiedla małych domków, na którym mieszkali, powstanie 20-piętrowe bloczysko. W sąsiednim powiecie większość obywateli to sadownicy, ludzie różniący się od swoich sąsiadów zza miedzy właściwie wszystkim. Zupełnie inaczej wyglądają też relacje między władzą i obywatelami na tych dwóch obszarach. Warszawiacy udający prowincjuszy zostawiają władzy więcej swobody, nic ich nie obchodzi. Rolnicy i sadownicy mają silniejsze poczucie lokalnej tożsamości i uważniej patrzą władzy na ręce.

- Od 18 lat słyszę z ust polityków wszystkich partii zasiadających w Sejmie bzdury o tworzeniu się społeczeństwa obywatelskiego - mówi Bartek. - W interesie samorządów jest zwalczanie inicjatyw obywatelskich, bo to jest dla nich zagrożenie. W wielu powiatach władza trzymana jest w jednych rękach od kilkunastu lat. Gdyby powstała jakaś inicjatywa obywatelska z prawdziwego zdarzenia, to przecież byłby koniec tej władzy. To gadanie o społeczeństwie obywatelskim służyło, bo nie wiem czy służy nadal, budowaniu zaplecza politycznego w powiatach i gminach dla poszczególnych partii. Obywatelski - znaczy dla nich zapisany do czegoś tam, polityczny. Reszta się nie liczy. W ostatnich wyborach do Sejmu głosowałem na PO, ale to był ostatni raz. Kiedy słyszę, gdy mówią o tym, że trzeba zwiększyć władzę samorządów, to mi skóra cierpnie. Jeszcze zwiększyć? Samorządy mają wpływ na urzędników i funkcjonariuszy państwowych, na policję na przykład i na prokuraturę. Budują nowe komendy i fundują remonty budynków publicznych, no to jeśli potem jeden z drugim zostanie złapany na malwersacjach, to co? Wytoczą mu sprawę? Posadzą go? Co za idiotyzmy. Burmistrzowie rządzą policją i są praktycznie bezkarni. Tym w Sejmie wydaje się, że wystarczy przekazać kompetencje i możliwości decyzyjne na dół i załatwione, wszystko się samo rozwiąże.

- Myślę, że to ma szansę się powoli zmieniać - twierdzi Kamil Staniszek. - Ludzie, którzy przyjeżdżają tu z Warszawy, którzy początkowo nie interesują się niczym - ani sprawami lokalnymi, ani lokalną prasą, zaczynają dorastać. Mają dzieci na przykład i idą je zapisać do przedszkola, a wtedy okazuje się, że aby umieścić dziecko w przedszkolu, trzeba je zapisać półtora roku wcześniej, bo nie ma miejsc. Dlaczego nie ma miejsc? Bo władza nie zadbała o to, by wybudować przedszkola, zajęta była stawianiem 20-piętrowych bloków przy cichych osiedlach. Kiedy przyjezdni konstatują coś takiego, nie są już przyjezdni, stają się miejscowi. Przychodzą wtedy do gazety i pytają nas: dlaczego? O co chodzi? Miało być tak pięknie. Wtedy dopiero zaczyna budzić się w nich obywatel i wtedy też zaczynają się interesować lokalną gazetą. Uczciwa lokalna gazeta, podkreślam - uczciwa, a nie gadzinówka, zajmie się ich problemem i będzie tym miejscem, w którym będą mogli głośno powiedzieć, co im się nie podoba na terenie, gdzie stoi ich dom. ,br>
Między wielką polityką a polityką lokalną jest przepaść. W dodatku jest to przepaść zasypywana frazesami. Politycy sejmowi pojawiają się na imprezach lokalnych po to, żeby jak Ludwik Dorn pojeździć na wrotkach w Konstancinie albo uczestniczyć we mszy z okazji rocznicy śmierci Kazimierza Górskiego. Celem tych wizyt jest promocja własnej osoby. O tym, by polityk, który zbiera głosy wyborców w jakimś regionie, zainteresował się specyfiką życia jego mieszkańców, nie ma mowy.

- Znam tylko jednego polityka, którzy rzeczywiście wie, co się dzieje tu, na dole, i interesuje się tym naprawdę - mówi Kamil Staniszek. - Jest to jeden z polityków PSL. Co nie znaczy, że cała ta formacja zachowuje się podobnie.

Gabriel Maciejewski


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
realista
Administrator



Dołączył: 02 Lip 2007
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:47, 15 Lip 2007 Powrót do góry

No i wywołał GROT wilka z lasu, a dokładniej NEW-a i Blind_Tiger(M)-a. Czyżby to podchody w kierunku wolnej niezaleznej prasy internetowej? Niezależnej - mam tu na mysli niezależnej od ludzi burmistrza. Dwaj ci ludzie o skrajnie zróżnicowanych poglądach osobistych lub mających takich właśnie promotorów, zostali razem wspólnie na jednej stronie tej samej gazety, obok siebie umieszczeni jako przykład ciekawostki regionalnej, takie trochę folklorem pachnące dziwadełko.
Chłopaki się radują, że ich zauważono, to dobre dla czytających. Nie wierzę natomiast, ze nie wyczuli poddekstu. Strzeżcie sie chłopcy, bo albo chcą was przekabacić, albo zlikwidować.
Evil or Very Mad
Zauważyłem też brak w tym wydaniu, dramatycznych sond, a także innych dziwolągów tekstowych w wykonaniu pewnego pana. Czyżby urlop?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
diora




Dołączył: 30 Lip 2015
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 10:45, 11 Sie 2015 Powrót do góry

Witam. Ciekawy artykuł. Podobał mi się.

Ja nie wiem????????????????



Pozdrawiam@@@@@@@@@1


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin